04 listopada 2014

K: Side Red - Rozdział 1: "Dziewczynka w błękicie" część czwarta



- Wow, ten nowy, wieprzowy ramen jest całkowicie genialny! - uznał z zadowoleniem Kamamoto. - Może i te zupki są z proszku, ale gumowaty makaron i czosnek dodają wszystkiemu niezłego posmaku, a całość i tak wciąż smakuje pyszną wieprzowiną!

Obecnie już przez jakiś czas Kamamoto jadł i wychwalał jakiś świeżo wypuszczony rodzaj ramenu w kubku. Znajdujący się obok niego Yata robił poważną minę i mrużył oczy podczas prowadzenia uważnej obserwacji jedynego z apartamentowych pokoi. 

Był już wieczór, a oni zrobili obóz w parku. Siedzieli obok siebie na ławce. Kamamoto miał ze sobą dozownik z gorącą wodą i plastikową torbę pełną jedzenia. 

Kilka chwil wcześniej jakaś zakochana para chciała wejść do parku, ale gdy tylko zobaczyli tę dwójkę okupującą ławkę w taki sposób – jedzącego Kamamoto i Yatę ze złożonymi rękami, gapiącego się w jakiś nieokreślony bliżej punkt – natychmiast w pośpiechu się oddalili. Należało im się, pomyślał zirytowany Yata. 

- Yata-san, chcesz trochę?

Gdy tylko ostatnia kropla bulionu dokonała żywota w ogromnej paszczy Kamamoto, ten wyjął jeszcze więcej jedzenia z plastikowej torby, szeleszcząc przy tym w najlepsze. 

- Nie! …i tak właściwie, ile ty jeszcze zamierzasz zjeść?

- Chociaż wiesz, Yata-san. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że jeszcze kiedyś będziemy tak spędzać czas - powiedział Kamamoto, zalewając kolejny kubek ramenu gorącą wodą. Tym razem zupka miała smak soi. 

Yata spojrzał na niego z boku i uraczył blondyna wymuszonym uśmiechem. - No, domyślam się.

Yata i Kamamoto byli kiedyś przyjaciółmi z dzieciństwa. A raczej Kamamoto był przydupasem Yaty.

Jeszcze wtedy Yata był najsilniejszym ze wszystkich dzieciaków w sąsiedztwie, jeżeli chodziło o walkę. Wydawał się być więc swego rodzaju przywódcą, gdy rozstawiał dzieciarnię po kątach. Kamamoto może i był o rok starszy, ale był słabym, mazgającym się grubaskiem.

Yata często bronił Kamamoto, więc czuł, że miał prawo nim pomiatać i zmuszać do ciężkiej pracy. A Kamamoto, który ubóstwiał Yatę podążał za nim w każde miejsce, naprawiając jego złą reputację i sprawiając, że chłopak wyglądał na lepszego w oczach innych. 

To był ten sam Kamamoto. 

Kamamoto, który taszczył swoje cholernie szerokie ciało z wielkim wysiłkiem, tylko po to, aby iść za Yatą. 

Jednakże blondyn już jakiś czas temu dołączył do Homry i od tamtej chwili jakimś cudownym sposobem piął się w hierarchii, aż osiągnął całkiem niezłą pozycję. 

Kiedy był mały, był po prostu niskim, bladym i grubym chłopcem. Ale teraz podrósł do rozmiarów, które wcale nie przegrywają z jego szerokością, a jego skóra, która niegdyś przypominała tę, którą mają białe świnie, nabrała całkiem widocznej opalenizny. 

Kiedy znowu spotkali się w Homrze i się rozpoznali, szczerze mówiąc, Yata lekko stchórzył. Ale nawet z tą straszną twarzą, którą teraz miał, Kamamoto tylko przybrał tę samą, prostoduszną minę, której używał kiedy byli dziećmi i wesoło go przywitał — “Yata-san!? Czy to naprawdę ty, Yata-san?” — i w ten sposób Yacie wróciła też jego zwyczajna, stara pewność siebie. 

Obecność Kamamoto miała zapewne częściowy udział w tym, że Yata tak szybko przystosował się po dołączeniu do Homry – może niewielki, ale z pewnością odegrała jakąś rolę. Z racji, że Kamamoto, który zdążył już zdobyć jakiś szacunek, nazywał go “Yata-san” i słuchał się go, Yata bardzo łatwo stał się kimś, kogo inni podziwiają, bez względu na to, jak mało czasu minęło, odkąd dołączył. 

Tak więc teraz, gdy zwrócił twarz w stronę swojego byłego podwładnego, a aktualnego cennego towarzysza, Yata poprawił swoją postawę i wyprostował się, aby ostrożnie obwieścić sprawę, nad którą ostatnimi czasy dużo rozmyślał. 

- Tak przy okazji… Od teraz będę dużo walczył w imię Mikoto-san, prawda?

- Taa.

- W takim razie, czy nie będę musiał jakoś… przedstawić się wrogowi, czy coś takiego? Chyba potrzebuję jakiegoś odjazdowo brzmiącego pseudonimu na takie okazje, prawda?

- …zwyczajne Yata Misaki nie wystarczy?

Na odpowiedź Kamamoto, usta Yaty wydęły się w geście nadąsania. 

- To w ogóle nie jest odjazdowe, do cholery!

- Och racja, już pamiętam. Yata-san, nie lubisz swojego imienia, bo jest zbyt dziewczęce.

Wkurzony Yata uderzył go prosto w głowę. Z głośnym krzykiem bólu, Kamamoto uniósł swoją rękę żeby osłonić swoją głowę. Odruch tego typu w ogóle się nie zmienił, odkąd był mały. 

- To bolało, Yata-san… - powiedział, rozmasowując sobie głowę, a w oczach niemal miał łzy. - Więc, co? Nie mów mi, że wymyśliłeś sobie sam jakąś ksywkę?

- Oczywiście, że tak! - odpowiedział Yata, któremu natychmiast zmienił się nastrój. Wstał z ławki, przyjął zdeterminowaną postawę, pozując przed Kamamoto z jedną ręką na biodrze, za pomocą drugiej nagle wskazał na siebie samego kciukiem. - Yatagarasu! I jak to brzmi?

Kamamoto zmrużył oczy i posłał mu sceptyczne spojrzenie. 

- …cóż… jest… w porządku?

- Co to do cholery za słaba reakcja?

- Co ważniejsze - powiedział Kamamoto, - czy możemy tak po prostu rozpraszać się podczas naszej służby wartowniczej?

Po tym wskazał swoim podbródkiem apartament, który znajdował się za nimi. 

- Ach! - Yata najwyraźniej nagle przypomniał sobie, co było jego powinnością i powrócił do rzeczywistości. Odwracając się, ponownie skupił swoją uwagę. 

Racja, Kusanagi-san dał nam tutaj ważną misję. 

- Właściwie… dał nam całkiem pokręcone wskazówki - powiedział Kamamoto, głosem tak kontrastowo zrelaksowanym i pozbawionym zainteresowania, że cały atak nadmiernego entuzjazmu Yaty został zniszczony.  

- Huh?

- To znaczy, mam na myśli… ochrona pani Kushiny i jej małej bratanicy? Jakby to ująć, nie wydaje ci się to nieco dziwne?

Miejcie oko na Honami i Annę, a w razie, gdyby działo się coś nadzwyczajnego, upewnijcie się, że nie spotka je żadna krzywda oraz nie znajdą się w niebezpieczeństwie, po czym natychmiastowo się zameldujcie. 

To były rozkazy wydane przez Kusanagiego. 

W rzeczy samej, były nieco niejasne i dziwne, ale Honami była partnerką Suoh. Z pewnością było wiele niebezpieczeństw, które na nią czyhały i radzenie sobie z nimi było ich odpowiedzialnością. To było to, co Yata z dumą sam sobie wymyślił i z entuzjazmem zamierzał się temu poświęcić.

- Zostawili nam strzeżenie pani Kushiny, racja!? Musimy naprawdę dać z siebie wszystko!

- …tak, ale… - Kamamoto wyglądał na w ogóle niezadowolonego z tego wyjaśnienia. Wysiorbał z kubka naraz cały makaron, który jeszcze tam został, jednym siorbnięciem. - Zakładając, że faktycznie istnieje możliwość, że pani Kushinie może stać się krzywda, to czy strażnicy nie zostali wybrani raczej przypadkowo? I z tego, co mówił Kusanagi-san, brzmiało to bardziej tak, jakby chciał, żebyśmy prowadzili obserwację na wypadek, gdyby działo się coś dziwnego, niż faktycznie starali się ją chronić… to naprawdę wydaje się w ogóle nie mieć żadnego sensu…

Brew Yaty drgnęła. 

- Pierdolisz i czepiasz się szczegółów! Jesteś grubasem, więc miej też szeroko otwarty umysł!

- Przede wszystkim, Yata-san, czy te rozkazy nie były skierowane do ciebie i Fushimiego?

Na słowa Kamamoto, Yata na moment zastygł, a później kliknął lekko językiem. 

- …ten gość… wciąż tylko mówi, jakie to wszystko kłopotliwe i w ogóle… ostatnio spędzanie czasu z Saruhiko jest prawdziwym utrapieniem…

Ostatnio zachowanie Fushimiego całkowicie się zmieniło i znacząco różniło od tego, gdy chodzili razem do szkoły. Próbując zachować pozory, że nic go to nie obchodzi, Yata wkopał piety swoich adidasów w ziemię. 

- Hm? Och, hej… to coś tam…

Na dźwięk głosu Kamamoto, Yata podniósł głowę. Gruby palec jego towarzysza wskazywał na drzwi do apartamentu Honami. 

Yata dostrzegł mały cień zmierzający ku drzwiom wyjściowym, kiedy się przyjrzał. 

To była Anna. 

- Co ta dziewczyna wyprawia?

Wyciągając tułów ponad górną część ławki żeby lepiej widzieć, Yata zmrużył oczy. Na plecach Anna niosła plecak, co w ogóle nie pasowało do jej plisowanej, koronkowej sukienki. Wyślizgnęła się uważnymi, cichymi ruchami, które wskazywały na szczególną ostrożność, po czym delikatnie zamknęła za sobą drzwi.

Kamamoto głęboko zmarszczył brwi i wykrzywił głowę. - Takie małe dziecko idzie się bawić o tej porze?

- To bardziej wygląda na ucieczkę z domu!

Żaden inny powód dla którego dziecko wychodzi samo w nocy, niosąc taki wielki plecak, nie przyszedł Misakiemu do głowy. 

Yata i Kamamoto spojrzeli na siebie i jednocześnie wstali. 

Anna schodziła po schodach kompleksu apartamentów pospiesznym krokiem, a Yata wystartował żwawo z miejsca, chcąc stanąć na dole na straży, żeby ją złapać. Ale zanim dwójka chłopców mogła w ogóle tam zejść, inny cień pojawił się na końcu, jakby chciał zablokować schody. 

To była sylwetka ubrana w niebieski, podobny do wojskowego mundur. Yata pamiętał, że wcześniej gdzieś widział ten strój. 

…Niebiescy!?

Zdawać by się mogło, że dopiero po zejściu na pierwsze piętro, Anna wreszcie zauważyła odzianą na niebiesko postać, blokującą jej dalszą drogę w dół po schodach. Zatrzymała się zaskoczona. 

Milion syren zawyło nagle w umyśle Yaty. Nagle, to wszystko ułożyło się w jego głowie. 

Biegnąc, upuścił skateboard-kun, który niósł wtulony pod ramieniem i na niego wskoczył. Warcząc głośno, kółka zderzyły się z chodnikiem i rozrzuciły wokół siebie deszcz małych iskier. W ten sposób zostawiając za sobą Kamamoto, Yata odbił się z pełną prędkością ku Annie i osobie odzianej w niebieski mundur. 

Niebieski coś mówił, z każdym słowem coraz bardziej się zbliżając. Całkowicie bladnąc, Anna w odpowiedzi cofnęła się o krok. 

Yata nie miał pojęcia jak, ale ten gość wystraszył Annę. A teraz wyciągał rękę, żeby ją złapać.

- Zatrzymaj się, skurwysynu…! - krzyknął Yata, a skateboard-kun przeleciał powietrze. 

Czerwona, podobna do ognia aura, pochłonęła deskę skateboardową gdy tylko otrzymała od Yaty moc. Tańczyła w powietrzu, zbliżając się szybko do postaci w niebieskim. 

I gdy Yata skoczył, jego cel spojrzał na niego. 

Te przenikliwe oczy, ukazujące głęboką inteligencję, nie miały w sobie nawet najmniejszego śladu zaskoczenia. Zwinnym ruchem, niebieski lekko odskoczył i czmychnął z toru skateboard-kun Yaty, oddalając się na bezpieczną odległość. Gdy deska wylądowała, zapiszczała głośno, uderzając o podłogę i ostro zatrzymała się przed Anną. Przyjmując przed nią pozycję obronną, Yata patrzył się wyzywająco na nieznajomego w niebieskim odzieniu.

- Kim ty do cholery jesteś? Czego chcesz od tej dziewczynki?

- Zważając na kolor, który mają twoje zdolności… musisz być członkiem klanu tak zwanego Trzeciego Króla. To ja powinienem się zapytać, jaką masz tutaj sprawę?

Niebieski był człowiekiem na oko około trzydziestki. Miał szczupłą twarz. Mrużył oczy, które spoglądały niewzruszenie na Yatę zza czarnej grzywki. 

Yata w odpowiedzi odsłonił górny kawałek swojej koszulki. 

- Jestem Yata z Homry - Na obojczyku nosił ‘znamię’ Homry. - Można powiedzieć, że ta dziewczynka jest kimś w rodzaju jednego z naszych członków. Nie mogę przeoczyć jakiegoś podejrzanego drania, który się do niej zbliża...

Ciskając nie więcej niż jedno chłodne spojrzenie na ‘znamię, które zostało tak dumnie okazane, oczyma, które nie pokazywały żadnych emocji, mężczyzna w niebieskim mundurze przeniósł swój wzrok z powrotem na twarz Yaty. Właśnie wtedy Kamamoto wreszcie ich dogonił i zatrzymał się obok swojego przyjaciela, łapiąc oddech. Ale mimo tego, że ta bitwa była teraz taką dwóch na jednego, ich przeciwnik nie okazywał żadnych śladów zmartwienia.  

Yata utkwił wzrok prosto w smukłej, bladej twarzy Niebieskiego. Wewnątrz siebie Misaki czuł, że jego krew już gotuje się z nadmiaru adrenaliny, a jego ciało jest gotowe do walki. Jakby wylewając się z jego skóry, świetlista aura całkowicie go ogarnęła – w czerwieni, kolorze jedynego i prawego Króla, który dla niego istniał, Suoh Mikoto. 

- Rozumiem, niebieski gościu. Musisz być członkiem Niebieskiego Klanu. Wy nie macie nawet Króla, prawda?

Nawet Yata, który niedawno co postawił stopę w tego typu świecie, wiedział już przynajmniej to. Było łącznie siedmiu Królów w tym kraju, a każdy z nich dzierżył nadprzyrodzone moce. Jednakże Niebieski Król zmarł w wypadku dziesięć lat temu, a nowy musiał dopiero co się pojawić. Obecnie Niebieski Klan pozbawiony Króla, w jakiś cudowny sposób zachował strukturę organizacji, ale ograniczał się tylko i wyłącznie do zbiorowiska ludzi ze specjalnymi zdolnościami. 

Pierwotnie i zasadniczo Niebiescy – obecnie nazywani Scepter4 i rozpoznawani jako Klan po ich niebieskich mundurach – posiadali obowiązek radzenia sobie z przypadkami, w których nadprzyrodzone moce zakłócają porządek publiczny. Grupa, która od początku nie była zgodna z charakterem Yaty i Czerwonego Klanu. 

Jednak pomimo tego, że Yata celowo starał się go sprowokować, mężczyzna odziany w niebieski nie zrobił nic oprócz rzucenia pojedynczego spojrzenia. Jego cienkie usta rozwarły się ze spokojem, aby mógł po prostu odezwać się stanowczo.

- Odsuń się, członku Czerwonego Klanu. Jeżeli mi się tutaj sprzeciwisz, można to przyjąć jako sprzeciw woli człowieka, mianowanego tytułem Drugiego Króla.

Dalej wbijając śmiertelnie poważny, niewzruszony wzrok w Niebieskiego przed nim, Yata szepnął do Kamamoto, stojącego obok.  

- Tytularny Drugi Król… kto to?

- To władca Drugiej Dzielnicy! - syknął do niego szybko Kamamoto. 

W głowie Yaty wciąż nic nie świtało. 

- Jaki władca?

- Daj spokój, przecież wiesz! Kojarzysz, ta strasznie wielka wieża w Siódmej Dzielnicy? Jej mistrz to Złoty Król. Był Królem, odkąd tylko skończyła się wojna, jest najpotężniejszym królem!

Odpowiadając automatyczną, odruchową irytacją na wykład, jaki mu dał Kamamoto, Yata mocno walnął go w łeb. 

- Ał! Hej, za co to było?

- Kretynie! To chyba oczywiste, że najpotężniejszym Królem jest Mikoto-san!

- Nie o to mi chodziło!

Wreszcie dzięki tłumaczeniu Kamamoto, Yata załapał. Jakkolwiek nie jasne mogło dla niego być to, kim, lub czym jest człowiek mianowany tytułem Drugiego Króla, to trzeba było przyznać, że nawet on słyszał już o kimś takim, jak Złoty Król. 

Siódma Dzielnica znajdująca się pod panowaniem tego Króla, była ośrodkiem polityki i ekonomii. A ten widoczny, olbrzymi budynek, który wyrastał ze środka, Wieża Mihashira, był oczywiście czymś, co również Yata znał.

Kokujouji Daikaku.

To było imię władcy Siódmej Dzielnicy. Imię człowieka, nazywanego Drugim Królem – Złotym Królem. 

Oprócz tego, że był Królem obdarowanych złotą mocą, Drugi Król był też w zasadzie Królem całego kraju. To dzięki swojej mocy Złoty Król kontrolował rząd i nadzorował gospodarkę, którą Japonia musiała rozwinąć, aby być tak silna i stabilna, jak wcześniej. 

Więc można było powiedzieć, że Wieża Mihashira była symbolem tego wszystkiego i zamkiem tego człowieka. 

Jednakże, zważając nawet na to wszystko, dla Yaty  wciąż nie było to niczym więcej jak “tym wkurzającym, efekciarskim budynkiem”.

- Huh, mam gdzieś, że ten gość jest jakimś tam Drugim Królem, czy władcą czegokolwiek, wciąż nie widzę powodu, aby się go bać czy go przepraszać! Tak właściwie, czy nie powinieneś być przede wszystkim członkiem Niebieskiego Klanu? Co, nie powiesz mi chyba, że twój Król umarł, więc teraz machasz swoim ogonem u stóp innego!?

Zadrwił – a raczej wyładował swoją irytację, nad którą nie potrafił panować. 

Król był osobą prawdziwie podziwianą przez ludzi. Każdy kto wykonywał rozkazy kogoś innego – i co więcej działał, głosząc jego imię – był dla Yaty jedynie godnym pogardy śmieciem.

Mimo tego, że Misaki ledwo zdążył wysyczeć te słowa, twarz Niebieskiego zbladła. Nieważne, jak bardzo owa twarz przypominała przed chwilą maskę, nie wyrażającą żadnych uczuć… teraz to oblicze ze zmrużonymi oczami i zaciśniętymi w cienką linię ustami zdawało się nieco pęknąć, a kącik jego jednego oka lekko drgnął.  

Nagle zerwał się gwałtowny, niebieski wiatr. 

Mężczyzna szybko ruszył na nich, nie pozostawiając Yacie i Kamamoto momentu na zastanowienie się. 

Zaskoczenie Yaty trwało zaledwie ułamek sekundy, zanim bezzwłocznie przyjął postawę obronną, przygotowując się do zablokowania ataku. Szybko jednak zorientował się, że to nie on stanowi cel natarcia Niebieskiego. 

Ten mierzył w Kamamoto. 

Niczym strzała, Niebieski wystrzelił prosto w jego kierunku, wyciągając miecz. 

Kamamoto również nie zareagował powoli. Bez względu na ilość ramenu, którą wcześniej się napchał, blondyn wciąż mógł ruszyć swoje wielkie cielsko z kontrastującą do tego szybkością i usunął się z drogi miecza, poprzez lekki skok w tył. W tym momencie jego sylwetka również była skąpana w płomieniach. 

Jednak pomimo tego, że uniknął tego atak, w następnym momencie za nim pojawił się znikąd kolejny cień.

 - Uważaj!! - krzyknął Yata, zanim zdążył w ogóle pomyśleć i skoczył ku nim ze swoją deską. Ze stopami stabilnie przyczepionymi do skateboard-kun, wykręcił swoje ciało w prawo i wykonał salto.

Brzdęk. Dolna część deski uderzyła o metal. Czerwona i niebieska aura spotkały się, odpychając wzajemnie. 

Gdy tylko wylądowali, kółka skateboard-kun zderzyły się ostro z podłożem, wydobywając rozdzierające uszy trzaski. Nie marnując ani chwili dłużej, Yata chwycił Kamamoto za jego sweter i przyciągnął go do siebie, aby odciągnąć go od napastnika. Gdy tylko Kamamoto został ocalony przez Yatę, jego oczy się szeroko otworzyły na widok aparycji człowieka, który atakował go od tyłu. 

Początkowo Yata myślał, że może Niebieski użył techniki, przypominającej lustrzane odbicie. 

Drugi napastnik również miał na sobie niebieski mundur – co więcej, jego twarz była idealną kopią twarzy człowieka, który stał przed nimi. Dosłownie jedyną różnicą w ich wyglądzie było to, że jeden miał czarne włosy, a drugi jasnobrązowe. 

- Wy dwaj…

Musieli być bliźniętami. Dwóch Niebieskich, z podobnym uczesaniem swoich czarnych i brązowych włosów, stali w jednej linii ramię w ramię. Z wyciągniętymi mieczami, wpatrywali się w dwóch chłopców stojących przed nimi. 

Yata głośno kliknął językiem. 

- Oszukujesz, skurwysynu! - warknął Misaki.  - Takie cholerne przyczajanie się. Jest was dwóch  i nas też jest dwóch, więc trzeba było od początku podejść do wszystkiego uczciwie!

Niebiescy pochylili głowy, oboje z uśmiechem na ustach. 

- Ubolewamy nad tym, ale to…

- …nie do końca w naszym stylu.

- Hmph! - Wkurzony i zniesmaczony zgraniem bliźniąt, które w taki cholernie irytujący sposób po równo dzieliły swoje kwestie, Yata wymierzył solidnego kopniaka w tylną część swojej deski. Przedni koniec nieco się podniósł i niczym mieczem, Misaki wymierzył nim w swojego wroga. - Niech będzie! Ja będę waszym przeciwnikiem. Możecie oboje mnie zaatakować, jeśli potraficie!

- Przestań.

Nieoczekiwanie głos małej dziewczynki przebił się przez rozdrażnienie i wolę walki Yaty.  

- Huh? - spojrzał na źródło tego głosu. 

To była Anna. 

Zaabsorbowany przez swoją irytację Niebieskimi, Yata całkowicie zapomniał o jej istnieniu. Z drugiej strony, Niebiescy zdawali się być w dokładnie takiej samej sytuacji. Zauważając ponownie Annę, zachowywali się jakby nagle coś sobie przypomnieli i wymienili się spojrzeniami. 

- Nie mamy powodu, żeby tutaj z tobą walczyć - powiedział czarnowłosy.

Yata zrobił najbardziej niezadowoloną minę, jaką mógł. - Co ty do cholery pierdzielisz, sukinsynu? Przecież sam przed chwilą zacząłeś walkę!

- To była tylko odpowiedź na obrazę, jaką nas uraczyłeś - powiedział ten z brązowymi włosami.

Czarnowłosy mężczyzna spojrzał na Annę.

- Zdajesz sobie sprawę ze swojego położenia, prawda? - zapytał.

Anna lekko kiwnęła głową, delikatnie drżąc. 

- Kim są dla ciebie ci faceci? - spytał ją ten z brązowymi włosami.

- …przyjaciele… Honami - padła odpowiedź.

W umyśle dziecka, wszyscy towarzysze jakiejś osoby byli automatycznie jej przyjaciółmi. To najprawdopodobniej nie było nic więcej, niż tylko to, jednak Yata poczuł, że jego serce szybciej zabiło, gdy został nazwany przyjacielem partnerki jego Króla. 

- Tylko pamiętaj pod czyją jesteś jurysdykcją - zwrócił chłodno uwagę czarnowłosy. 

Po usłyszeniu tych pustych i bezdusznych słów, Yata zmarszczył brwi. 

- Hej! O czym ty do cholery mówisz?

- To nie ma z tobą nic wspólnego. Mam rację?

Anna w odpowiedzi na to, cokolwiek brązowowłosy starał się zasugerować, pokiwała tylko głową. Jej milczenie było uderzające. Yata poczuł, że robi mu się niedobrze.

- Nie zastraszajcie dziecka!

- Nikogo nie zastraszamy…

- ...tylko ponownie weryfikujemy pewne rzeczy.

Odziani na niebiesko bliźniacy znowu mówili na przemian, wkładając z powrotem miecze do pochew. 

Zauważając to, Yata również nieco zluzował. Bez względu na wszystko, po prostu nie mógł zaatakować wroga, który schował broń. 

- …tchórzycie?

- H-Hej, może nie powinniśmy ich prowokować...

- Zamknij się.

Po zganieniu strapionego Kamamoto, Yata zmierzył wzrokiem Niebieskich. Jakby o tym nie pomyśleć, ci dwaj byli podejrzani. Może i nie wiedział do końca, o co tu chodzi, ale Yata miał pewność, że ci goście byli właśnie tym, na co Kusanagi-san kazał im uważać. Tak więc, czy nie powinni ich po prostu tu i teraz sprać? Właśnie o tym pomyślał, ale gdy przypomniał sobie głos Anny, który ich zatrzymał, zawahał się, czy oby na pewno powinien wprowadzić swój plan w życie. 

Mrużąc swoje już i tak zmrużone oczy jeszcze bardziej, Niebiescy okazali coś podobnego do uśmiechu. 

- My po prostu wypełniamy swoje obowiązki. Jeżeli zdecydujesz się nam przeszkodzić, tym razem zginiesz.

- Złoty Król może i nie jest naszym Królem, ale jest naszym zleceniodawcą. Jedyną rzeczą, jaką mógłbyś tutaj wskórać, postępując agresywnie wobec Złotego Klanu, jest przyniesienie złej opinii swojemu Królowi.

Niebiescy powiedzieli wszystko to z obojętnością, po czym znowu spojrzeli na Annę. To tak, jakby tylko i wyłącznie wzrokiem, w chłodny sposób coś wyraźnie komunikowali. Na tym poprzestając, oboje odwrócili się na piętach i sztywnymi ruchami, kontrastującymi z ich wcześniejszą podobną do wiatru szybkością, którą ukazywały ich ataki, wycofali się. 

Z wzrokiem przylepionym do ich pleców, aż do momentu stracenia ich z oczu, Yata nie chciał wyjść ze swojej postawy bojowej dopóki faktycznie nie odeszli. 

- …Wow, Yata-san…! Naprawdę jesteś kimś…! - powiedział podekscytowany Kamamoto, gdy tylko Niebiescy zniknęli im z oczu. - Znaczy, mam na myśli to, że pamiętam, iż jak gdy byliśmy mali, to wiele razy mnie uratowałeś… i naprawdę miałem przeczucie, że w Homrze również będziesz bardzo silny, Yata-san! Jednak tym razem to coś na zupełnie innym poziomie! Może ci nawet na serio ujść płazem nazywanie siebie Yatagarasu! …ach, jak już o tym mówimy, to zapomniałeś wcześniej przedstawić się im swoim pseudonimem.

Stojąc obok Kamamoto i słuchając jego pełnego entuzjazmu monologu… myśli Yaty zaprzątało jednak w tym momencie coś zupełnie innego.

- …Kamamoto.

- Słucham…?

Próbując zachowywać się dzielnie pomimo tej dziecinnej miny, którą zrobił, Yata nagle odwrócił głowę w kierunku Kamamoto. Ze strużką zimnego potu spływającą mu po twarzy, wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać.

- Kamamotooo…

- C-coś nie tak? - zdenerwował się Kamamoto, ujęty żałosnym tonem, który wydobywał się z ust Misakiego.  

- Na pewno wszystko jest w dobrze?

- Co jest dobrze?

- Nie przynoszę Mikoto-san złej opinii, prawda?

Yata przejmował się słowami, którymi uraczyli go Niebiescy na pożegnanie. To całe „zepsucie swojemu Królowi wizerunku” po prostu odbijało się echem w jego głowie. Dla niego Suoh był silnym i odjazdowym bohaterem i służenie mu było źródłem dumy Yaty. Jednakże, jeżeli jego działania miały postawić Suoh w złym świetle… 

Na krótki moment Kamamoto został wprawiony w osłupienie, jednak po chwili zrobił wymuszony uśmiech i poklepał Yatę uspokajająco po plecach. 

- Nie martw się o to! To była tylko czcza gadanina przegranych z bólem dupy.

- R-Racja! To było właśnie to, prawda?

- Co ważniejsze… - powiedział Kamamoto zniżonym, poważnym tonem zwracając się do Anny.
Yata również zwrócił na nią całą swoją uwagę. 

Anna wyglądała tak sztywno i beznamiętnie, że aż zaczął się martwić. Czy to naprawdę nie był manekin, czy coś w tym rodzaju? 

- Więc kim w końcu do cholery byli ci Niebiescy? - zapytał Annę, która po prostu stała w miejscu niczym sparaliżowana. - Ty znasz tych gości?

Nie otrzymał odpowiedzi.

- …przy okazji, próbowałaś uciec z domu, czy coś?

No i znowu, brak odpowiedzi. 

Tracąc cierpliwość, Yata odwrócił się do Kamamoto, a jego oczy błagały o pomoc. Jednak blondyn zrobił tak samo zakłopotaną minę. 

- C-Cóż, nic takiego się nie stało, jestem pewny, że są momenty, w których po prostu każdy ma ochotę uciec z domu. Znaczy się, pani Kushina jest miła, ale jest nauczycielką i w ogóle, więc z pewnością czasami jest tak, że za bardzo wchodzi na głowę i…

Tym razem odpowiedziała. 

Jakby próbując desperacko zaprzeczyć słowom Yaty, Anna rozpaczliwie potrząsnęła głową.
To przynajmniej potwierdziło, że nie była manekinem, ale jednocześnie jeszcze bardziej zdezorientowało Yatę.

- …więc starasz się powiedzieć, że pani Kushina nie była nieznośna, czy coś?

Anna wyciągnęła brodę i lekko przytaknęła. Yata podrapał się po głowie. 

- W takim razie czy coś się stało w szkole? ...Czekaj, przez cały ten czas byłaś w szpitalu. Pewnie nie chodzisz do szkoły.

Anna powoli zniżyła głowę. Wyglądała tak, jakby czuła się winna. Gdy tylko Yacie i Kamamoto skończyły się pomysły na to, co z nią zrobić, drzwi apartamentu gwałtownie się otworzyły i nagle wypadła stamtąd Honami. Miała pobladłą z niepokoju twarz. Wreszcie zauważyła, że Anna gdzieś przepadła.



Ciąg dalszy <klik>