- Wow, ten
nowy, wieprzowy ramen jest całkowicie genialny! - uznał z zadowoleniem Kamamoto. - Może i te zupki są z proszku, ale gumowaty makaron i czosnek dodają
wszystkiemu niezłego posmaku, a całość i tak wciąż smakuje pyszną
wieprzowiną!
Obecnie już
przez jakiś czas Kamamoto jadł i wychwalał jakiś świeżo wypuszczony rodzaj
ramenu w kubku. Znajdujący się obok niego Yata robił poważną minę i mrużył oczy
podczas prowadzenia uważnej obserwacji jedynego z apartamentowych pokoi.
Był już
wieczór, a oni zrobili obóz w parku. Siedzieli obok siebie na ławce. Kamamoto
miał ze sobą dozownik z gorącą wodą i plastikową torbę pełną jedzenia.
Kilka chwil
wcześniej jakaś zakochana para chciała wejść do parku, ale gdy tylko zobaczyli
tę dwójkę okupującą ławkę w taki sposób – jedzącego Kamamoto i Yatę ze
złożonymi rękami, gapiącego się w jakiś nieokreślony bliżej punkt – natychmiast
w pośpiechu się oddalili. Należało im się,
pomyślał zirytowany Yata.
- Yata-san, chcesz
trochę?
Gdy tylko
ostatnia kropla bulionu dokonała żywota w ogromnej paszczy Kamamoto, ten wyjął
jeszcze więcej jedzenia z plastikowej torby, szeleszcząc przy tym w najlepsze.
- Nie! …i tak
właściwie, ile ty jeszcze zamierzasz
zjeść?
- Chociaż
wiesz, Yata-san. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że jeszcze kiedyś będziemy tak
spędzać czas - powiedział Kamamoto, zalewając kolejny kubek ramenu gorącą wodą.
Tym razem zupka miała smak soi.
Yata
spojrzał na niego z boku i uraczył blondyna wymuszonym uśmiechem. - No, domyślam
się.
Yata i
Kamamoto byli kiedyś przyjaciółmi z dzieciństwa. A raczej Kamamoto był przydupasem
Yaty.
Jeszcze
wtedy Yata był najsilniejszym ze wszystkich dzieciaków w sąsiedztwie, jeżeli
chodziło o walkę. Wydawał się być więc swego rodzaju przywódcą, gdy rozstawiał
dzieciarnię po kątach. Kamamoto może i był o rok starszy, ale był słabym,
mazgającym się grubaskiem.
Yata często
bronił Kamamoto, więc czuł, że miał prawo nim pomiatać i zmuszać do ciężkiej
pracy. A Kamamoto, który ubóstwiał Yatę podążał za nim w każde miejsce,
naprawiając jego złą reputację i sprawiając, że chłopak wyglądał na lepszego w
oczach innych.
To był ten
sam Kamamoto.
Kamamoto,
który taszczył swoje cholernie szerokie ciało z wielkim wysiłkiem, tylko po to,
aby iść za Yatą.
Jednakże
blondyn już jakiś czas temu dołączył do Homry i od tamtej chwili jakimś
cudownym sposobem piął się w hierarchii, aż osiągnął całkiem niezłą pozycję.
Kiedy był
mały, był po prostu niskim, bladym i grubym chłopcem. Ale teraz podrósł do
rozmiarów, które wcale nie przegrywają z jego szerokością, a jego skóra, która
niegdyś przypominała tę, którą mają białe świnie, nabrała całkiem widocznej
opalenizny.
Kiedy znowu
spotkali się w Homrze i się rozpoznali, szczerze mówiąc, Yata lekko stchórzył.
Ale nawet z tą straszną twarzą, którą teraz miał, Kamamoto tylko przybrał tę
samą, prostoduszną minę, której używał kiedy byli dziećmi i wesoło go przywitał
— “Yata-san!? Czy to naprawdę ty, Yata-san?” — i w ten sposób Yacie wróciła też
jego zwyczajna, stara pewność siebie.
Obecność
Kamamoto miała zapewne częściowy udział w tym, że Yata tak szybko przystosował
się po dołączeniu do Homry – może niewielki, ale z pewnością odegrała jakąś
rolę. Z racji, że Kamamoto, który zdążył już zdobyć jakiś szacunek, nazywał go
“Yata-san” i słuchał się go, Yata bardzo łatwo stał się kimś, kogo inni
podziwiają, bez względu na to, jak mało czasu minęło, odkąd dołączył.
Tak więc
teraz, gdy zwrócił twarz w stronę swojego byłego podwładnego, a aktualnego
cennego towarzysza, Yata poprawił swoją postawę i wyprostował się, aby
ostrożnie obwieścić sprawę, nad którą ostatnimi czasy dużo rozmyślał.
- Tak przy
okazji… Od teraz będę dużo walczył w imię Mikoto-san, prawda?
- Taa.
- W takim
razie, czy nie będę musiał jakoś… przedstawić się wrogowi, czy coś takiego?
Chyba potrzebuję jakiegoś odjazdowo brzmiącego pseudonimu na takie okazje, prawda?
- …zwyczajne
Yata Misaki nie wystarczy?
Na odpowiedź
Kamamoto, usta Yaty wydęły się w geście nadąsania.
- To w ogóle
nie jest odjazdowe, do cholery!
- Och racja,
już pamiętam. Yata-san, nie lubisz swojego imienia, bo jest zbyt dziewczęce.
Wkurzony
Yata uderzył go prosto w głowę. Z głośnym krzykiem bólu, Kamamoto uniósł swoją
rękę żeby osłonić swoją głowę. Odruch tego typu w ogóle się nie zmienił, odkąd
był mały.
- To bolało, Yata-san… -
powiedział, rozmasowując sobie głowę, a w oczach niemal miał łzy. - Więc, co?
Nie mów mi, że wymyśliłeś sobie sam jakąś ksywkę?
- Oczywiście,
że tak! - odpowiedział Yata, któremu natychmiast zmienił się nastrój. Wstał z
ławki, przyjął zdeterminowaną postawę, pozując przed Kamamoto z jedną ręką na
biodrze, za pomocą drugiej nagle wskazał na siebie samego kciukiem. - Yatagarasu! I jak to brzmi?
Kamamoto zmrużył
oczy i posłał mu sceptyczne spojrzenie.
- …cóż… jest…
w porządku?
- Co to do
cholery za słaba reakcja?
- Co
ważniejsze - powiedział Kamamoto, - czy możemy tak po prostu rozpraszać się
podczas naszej służby wartowniczej?
Po tym
wskazał swoim podbródkiem apartament, który znajdował się za nimi.
- Ach! - Yata najwyraźniej
nagle przypomniał sobie, co było jego powinnością i powrócił do rzeczywistości.
Odwracając się, ponownie skupił swoją uwagę.
Racja,
Kusanagi-san dał nam tutaj ważną misję.
- Właściwie…
dał nam całkiem pokręcone wskazówki - powiedział Kamamoto, głosem tak kontrastowo
zrelaksowanym i pozbawionym zainteresowania, że cały atak nadmiernego
entuzjazmu Yaty został zniszczony.
- Huh?
- To znaczy,
mam na myśli… ochrona pani Kushiny i jej małej bratanicy? Jakby to ująć, nie
wydaje ci się to nieco dziwne?
Miejcie oko
na Honami i Annę, a w razie, gdyby działo się coś nadzwyczajnego, upewnijcie
się, że nie spotka je żadna krzywda oraz nie znajdą się w niebezpieczeństwie,
po czym natychmiastowo się zameldujcie.
To były
rozkazy wydane przez Kusanagiego.
W rzeczy
samej, były nieco niejasne i dziwne, ale Honami była partnerką Suoh. Z
pewnością było wiele niebezpieczeństw, które na nią czyhały i radzenie sobie z
nimi było ich odpowiedzialnością. To było to, co Yata z dumą sam sobie wymyślił
i z entuzjazmem zamierzał się temu poświęcić.
- Zostawili
nam strzeżenie pani Kushiny, racja!? Musimy naprawdę dać z siebie wszystko!
- …tak, ale… - Kamamoto wyglądał na w ogóle niezadowolonego z tego wyjaśnienia. Wysiorbał z
kubka naraz cały makaron, który jeszcze tam został, jednym siorbnięciem. - Zakładając,
że faktycznie istnieje możliwość, że pani Kushinie może stać się krzywda, to
czy strażnicy nie zostali wybrani raczej przypadkowo? I z tego, co mówił
Kusanagi-san, brzmiało to bardziej tak, jakby chciał, żebyśmy prowadzili
obserwację na wypadek, gdyby działo się coś dziwnego, niż faktycznie starali się
ją chronić… to naprawdę wydaje się w ogóle nie mieć żadnego sensu…
Brew Yaty
drgnęła.
- Pierdolisz
i czepiasz się szczegółów! Jesteś grubasem, więc miej też szeroko otwarty
umysł!
- Przede
wszystkim, Yata-san, czy te rozkazy nie były skierowane do ciebie i Fushimiego?
Na słowa
Kamamoto, Yata na moment zastygł, a później kliknął lekko językiem.
- …ten gość… wciąż
tylko mówi, jakie to wszystko kłopotliwe i w ogóle… ostatnio spędzanie czasu z
Saruhiko jest prawdziwym utrapieniem…
Ostatnio
zachowanie Fushimiego całkowicie się zmieniło i znacząco różniło od tego, gdy
chodzili razem do szkoły. Próbując zachować pozory, że nic go to nie obchodzi,
Yata wkopał piety swoich adidasów w ziemię.
- Hm? Och, hej…
to coś tam…
Na dźwięk
głosu Kamamoto, Yata podniósł głowę. Gruby palec jego towarzysza wskazywał na
drzwi do apartamentu Honami.
Yata
dostrzegł mały cień zmierzający ku drzwiom wyjściowym, kiedy się przyjrzał.
To była
Anna.
- Co ta
dziewczyna wyprawia?
Wyciągając
tułów ponad górną część ławki żeby lepiej widzieć, Yata zmrużył oczy. Na
plecach Anna niosła plecak, co w ogóle nie pasowało do jej plisowanej,
koronkowej sukienki. Wyślizgnęła się uważnymi, cichymi ruchami, które
wskazywały na szczególną ostrożność, po czym delikatnie zamknęła za sobą drzwi.
Kamamoto głęboko
zmarszczył brwi i wykrzywił głowę. - Takie małe dziecko idzie się bawić o tej
porze?
- To bardziej
wygląda na ucieczkę z domu!
Żaden inny
powód dla którego dziecko wychodzi samo w nocy, niosąc taki wielki plecak, nie
przyszedł Misakiemu do głowy.
Yata i
Kamamoto spojrzeli na siebie i jednocześnie wstali.
Anna
schodziła po schodach kompleksu apartamentów pospiesznym krokiem, a Yata
wystartował żwawo z miejsca, chcąc stanąć na dole na straży, żeby ją
złapać. Ale zanim dwójka chłopców mogła w ogóle tam zejść, inny cień pojawił
się na końcu, jakby chciał zablokować schody.
To była
sylwetka ubrana w niebieski, podobny do wojskowego mundur. Yata pamiętał, że
wcześniej gdzieś widział ten strój.
…Niebiescy!?
Zdawać by
się mogło, że dopiero po zejściu na pierwsze piętro, Anna wreszcie zauważyła
odzianą na niebiesko postać, blokującą jej dalszą drogę w dół po schodach. Zatrzymała
się zaskoczona.
Milion syren
zawyło nagle w umyśle Yaty. Nagle, to wszystko ułożyło się w jego głowie.
Biegnąc,
upuścił skateboard-kun, który niósł wtulony pod ramieniem i na niego wskoczył.
Warcząc głośno, kółka zderzyły się z chodnikiem i rozrzuciły wokół siebie
deszcz małych iskier. W ten sposób zostawiając za sobą Kamamoto, Yata odbił się
z pełną prędkością ku Annie i osobie odzianej w niebieski mundur.
Niebieski
coś mówił, z każdym słowem coraz bardziej się zbliżając. Całkowicie bladnąc,
Anna w odpowiedzi cofnęła się o krok.
Yata nie
miał pojęcia jak, ale ten gość wystraszył Annę. A teraz wyciągał rękę, żeby ją
złapać.
- Zatrzymaj się, skurwysynu…! - krzyknął Yata, a skateboard-kun przeleciał powietrze.
Czerwona,
podobna do ognia aura, pochłonęła deskę skateboardową gdy tylko otrzymała od
Yaty moc. Tańczyła w powietrzu, zbliżając się szybko do postaci w niebieskim.
I gdy Yata
skoczył, jego cel spojrzał na niego.
Te
przenikliwe oczy, ukazujące głęboką inteligencję, nie miały w sobie nawet najmniejszego
śladu zaskoczenia. Zwinnym ruchem, niebieski lekko odskoczył i czmychnął z toru
skateboard-kun Yaty, oddalając się na bezpieczną odległość. Gdy deska wylądowała,
zapiszczała głośno, uderzając o podłogę i ostro zatrzymała się przed Anną.
Przyjmując przed nią pozycję obronną, Yata patrzył się wyzywająco na
nieznajomego w niebieskim odzieniu.
- Kim ty do
cholery jesteś? Czego chcesz od tej dziewczynki?
- Zważając na
kolor, który mają twoje zdolności… musisz być członkiem klanu tak zwanego
Trzeciego Króla. To ja powinienem się zapytać, jaką masz tutaj sprawę?
Niebieski
był człowiekiem na oko około trzydziestki. Miał szczupłą twarz. Mrużył oczy,
które spoglądały niewzruszenie na Yatę zza czarnej grzywki.
Yata w
odpowiedzi odsłonił górny kawałek swojej koszulki.
- Jestem Yata
z Homry - Na obojczyku nosił ‘znamię’ Homry. - Można powiedzieć, że ta
dziewczynka jest kimś w rodzaju jednego z naszych członków. Nie mogę przeoczyć
jakiegoś podejrzanego drania, który się do niej zbliża...
Ciskając nie
więcej niż jedno chłodne spojrzenie na ‘znamię, które zostało tak dumnie
okazane, oczyma, które nie pokazywały żadnych emocji, mężczyzna w niebieskim
mundurze przeniósł swój wzrok z powrotem na twarz Yaty. Właśnie wtedy Kamamoto
wreszcie ich dogonił i zatrzymał się obok swojego przyjaciela, łapiąc oddech.
Ale mimo tego, że ta bitwa była teraz taką dwóch na jednego, ich przeciwnik nie
okazywał żadnych śladów zmartwienia.
Yata utkwił wzrok
prosto w smukłej, bladej twarzy Niebieskiego. Wewnątrz siebie Misaki czuł, że
jego krew już gotuje się z nadmiaru adrenaliny, a jego ciało jest gotowe do
walki. Jakby wylewając się z jego skóry, świetlista aura całkowicie go ogarnęła
– w czerwieni, kolorze jedynego i prawego Króla, który dla niego istniał, Suoh
Mikoto.
- Rozumiem,
niebieski gościu. Musisz być członkiem Niebieskiego Klanu. Wy nie macie nawet Króla,
prawda?
Nawet Yata,
który niedawno co postawił stopę w tego typu świecie, wiedział już przynajmniej
to. Było łącznie siedmiu Królów w tym kraju, a każdy z nich dzierżył
nadprzyrodzone moce. Jednakże Niebieski Król zmarł w wypadku dziesięć lat temu,
a nowy musiał dopiero co się pojawić. Obecnie Niebieski Klan pozbawiony Króla,
w jakiś cudowny sposób zachował strukturę organizacji, ale ograniczał się tylko
i wyłącznie do zbiorowiska ludzi ze specjalnymi zdolnościami.
Pierwotnie i
zasadniczo Niebiescy – obecnie nazywani Scepter4 i rozpoznawani jako Klan po
ich niebieskich mundurach – posiadali obowiązek radzenia sobie z przypadkami, w
których nadprzyrodzone moce zakłócają porządek publiczny. Grupa, która od
początku nie była zgodna z charakterem Yaty i Czerwonego Klanu.
Jednak
pomimo tego, że Yata celowo starał się go sprowokować, mężczyzna odziany w
niebieski nie zrobił nic oprócz rzucenia pojedynczego spojrzenia. Jego cienkie
usta rozwarły się ze spokojem, aby mógł po prostu odezwać się stanowczo.
- Odsuń się,
członku Czerwonego Klanu. Jeżeli mi się tutaj sprzeciwisz, można to przyjąć
jako sprzeciw woli człowieka, mianowanego tytułem Drugiego Króla.
Dalej
wbijając śmiertelnie poważny, niewzruszony wzrok w Niebieskiego przed nim, Yata
szepnął do Kamamoto, stojącego obok.
- Tytularny
Drugi Król… kto to?
- To władca
Drugiej Dzielnicy! - syknął do niego szybko Kamamoto.
W głowie Yaty
wciąż nic nie świtało.
- Jaki
władca?
- Daj spokój,
przecież wiesz! Kojarzysz, ta strasznie wielka wieża w Siódmej Dzielnicy? Jej mistrz
to Złoty Król. Był Królem, odkąd tylko skończyła się wojna, jest najpotężniejszym
królem!
Odpowiadając
automatyczną, odruchową irytacją na wykład, jaki mu dał Kamamoto, Yata mocno
walnął go w łeb.
- Ał! Hej, za
co to było?
- Kretynie!
To chyba oczywiste, że najpotężniejszym Królem jest Mikoto-san!
- Nie o to mi
chodziło!
Wreszcie
dzięki tłumaczeniu Kamamoto, Yata załapał. Jakkolwiek nie jasne mogło dla niego
być to, kim, lub czym jest człowiek mianowany tytułem Drugiego Króla, to trzeba
było przyznać, że nawet on słyszał już o kimś takim, jak Złoty Król.
Siódma
Dzielnica znajdująca się pod panowaniem tego Króla, była ośrodkiem polityki i
ekonomii. A ten widoczny, olbrzymi budynek, który wyrastał ze środka, Wieża
Mihashira, był oczywiście czymś, co również Yata znał.
Kokujouji
Daikaku.
To było imię
władcy Siódmej Dzielnicy. Imię człowieka, nazywanego Drugim Królem – Złotym
Królem.
Oprócz tego,
że był Królem obdarowanych złotą mocą, Drugi Król był też w zasadzie Królem
całego kraju. To dzięki swojej mocy Złoty Król kontrolował rząd i nadzorował
gospodarkę, którą Japonia musiała rozwinąć, aby być tak silna i stabilna, jak
wcześniej.
Więc można
było powiedzieć, że Wieża Mihashira była symbolem tego wszystkiego i zamkiem
tego człowieka.
Jednakże, zważając
nawet na to wszystko, dla Yaty wciąż nie
było to niczym więcej jak “tym wkurzającym, efekciarskim budynkiem”.
- Huh, mam
gdzieś, że ten gość jest jakimś tam Drugim Królem, czy władcą czegokolwiek,
wciąż nie widzę powodu, aby się go bać czy go przepraszać! Tak właściwie, czy
nie powinieneś być przede wszystkim członkiem Niebieskiego Klanu? Co, nie
powiesz mi chyba, że twój Król umarł, więc teraz machasz swoim ogonem u stóp
innego!?
Zadrwił – a
raczej wyładował swoją irytację, nad którą nie potrafił panować.
Król był
osobą prawdziwie podziwianą przez ludzi. Każdy kto wykonywał rozkazy kogoś
innego – i co więcej działał, głosząc jego imię – był dla Yaty jedynie godnym
pogardy śmieciem.
Mimo tego,
że Misaki ledwo zdążył wysyczeć te słowa, twarz Niebieskiego zbladła. Nieważne,
jak bardzo owa twarz przypominała przed chwilą maskę, nie wyrażającą żadnych
uczuć… teraz to oblicze ze zmrużonymi oczami i zaciśniętymi w cienką linię
ustami zdawało się nieco pęknąć, a kącik jego jednego oka lekko drgnął.
Nagle zerwał
się gwałtowny, niebieski wiatr.
Mężczyzna
szybko ruszył na nich, nie pozostawiając Yacie i Kamamoto momentu na
zastanowienie się.
Zaskoczenie
Yaty trwało zaledwie ułamek sekundy, zanim bezzwłocznie przyjął postawę
obronną, przygotowując się do zablokowania ataku. Szybko jednak zorientował się,
że to nie on stanowi cel natarcia Niebieskiego.
Ten mierzył
w Kamamoto.
Niczym
strzała, Niebieski wystrzelił prosto w jego kierunku, wyciągając miecz.
Kamamoto
również nie zareagował powoli. Bez względu na ilość ramenu, którą wcześniej się
napchał, blondyn wciąż mógł ruszyć swoje wielkie cielsko z kontrastującą do
tego szybkością i usunął się z drogi miecza, poprzez lekki skok w tył. W tym
momencie jego sylwetka również była skąpana w płomieniach.
Jednak
pomimo tego, że uniknął tego atak, w następnym momencie za nim pojawił się
znikąd kolejny cień.
- Uważaj!! -
krzyknął Yata, zanim zdążył w ogóle pomyśleć i skoczył ku nim ze swoją deską. Ze
stopami stabilnie przyczepionymi do skateboard-kun, wykręcił swoje ciało w
prawo i wykonał salto.
Brzdęk. Dolna
część deski uderzyła o metal. Czerwona i niebieska aura spotkały się,
odpychając wzajemnie.
Gdy tylko
wylądowali, kółka skateboard-kun zderzyły się ostro z podłożem, wydobywając
rozdzierające uszy trzaski. Nie marnując ani chwili dłużej, Yata chwycił
Kamamoto za jego sweter i przyciągnął go do siebie, aby odciągnąć go od
napastnika. Gdy tylko Kamamoto został ocalony przez Yatę, jego oczy się szeroko
otworzyły na widok aparycji człowieka, który atakował go od tyłu.
Początkowo
Yata myślał, że może Niebieski użył techniki, przypominającej lustrzane
odbicie.
Drugi
napastnik również miał na sobie niebieski mundur – co więcej, jego twarz była
idealną kopią twarzy człowieka, który stał przed nimi. Dosłownie jedyną różnicą
w ich wyglądzie było to, że jeden miał czarne włosy, a drugi jasnobrązowe.
- Wy dwaj…
Musieli być
bliźniętami. Dwóch Niebieskich, z podobnym uczesaniem swoich czarnych i
brązowych włosów, stali w jednej linii ramię w ramię. Z wyciągniętymi mieczami,
wpatrywali się w dwóch chłopców stojących przed nimi.
Yata głośno
kliknął językiem.
- Oszukujesz,
skurwysynu! - warknął Misaki. - Takie cholerne przyczajanie się. Jest was
dwóch i nas też jest dwóch, więc trzeba
było od początku podejść do wszystkiego uczciwie!
Niebiescy
pochylili głowy, oboje z uśmiechem na ustach.
- Ubolewamy
nad tym, ale to…
- …nie do
końca w naszym stylu.
- Hmph! - Wkurzony
i zniesmaczony zgraniem bliźniąt, które w taki cholernie irytujący sposób po
równo dzieliły swoje kwestie, Yata wymierzył solidnego kopniaka w tylną część
swojej deski. Przedni koniec nieco się podniósł i niczym mieczem, Misaki
wymierzył nim w swojego wroga. - Niech będzie! Ja będę waszym przeciwnikiem.
Możecie oboje mnie zaatakować, jeśli potraficie!
- Przestań.
Nieoczekiwanie
głos małej dziewczynki przebił się przez rozdrażnienie i wolę walki Yaty.
- Huh? -
spojrzał na źródło tego głosu.
To była
Anna.
Zaabsorbowany
przez swoją irytację Niebieskimi, Yata całkowicie zapomniał o jej istnieniu. Z
drugiej strony, Niebiescy zdawali się być w dokładnie takiej samej sytuacji.
Zauważając ponownie Annę, zachowywali się jakby nagle coś sobie przypomnieli i
wymienili się spojrzeniami.
- Nie mamy
powodu, żeby tutaj z tobą walczyć - powiedział czarnowłosy.
Yata zrobił
najbardziej niezadowoloną minę, jaką mógł. - Co ty do cholery pierdzielisz,
sukinsynu? Przecież sam przed chwilą zacząłeś walkę!
- To była
tylko odpowiedź na obrazę, jaką nas uraczyłeś - powiedział ten z brązowymi
włosami.
Czarnowłosy
mężczyzna spojrzał na Annę.
- Zdajesz
sobie sprawę ze swojego położenia, prawda? - zapytał.
Anna lekko
kiwnęła głową, delikatnie drżąc.
- Kim są dla
ciebie ci faceci? - spytał ją ten z brązowymi włosami.
- …przyjaciele…
Honami - padła odpowiedź.
W umyśle
dziecka, wszyscy towarzysze jakiejś osoby byli automatycznie jej przyjaciółmi.
To najprawdopodobniej nie było nic więcej, niż tylko to, jednak Yata poczuł, że
jego serce szybciej zabiło, gdy został nazwany przyjacielem partnerki jego
Króla.
- Tylko
pamiętaj pod czyją jesteś jurysdykcją - zwrócił chłodno uwagę czarnowłosy.
Po
usłyszeniu tych pustych i bezdusznych słów, Yata zmarszczył brwi.
- Hej! O czym
ty do cholery mówisz?
- To nie ma z
tobą nic wspólnego. Mam rację?
Anna w
odpowiedzi na to, cokolwiek brązowowłosy starał się zasugerować, pokiwała tylko
głową. Jej milczenie było uderzające. Yata poczuł, że robi mu się niedobrze.
- Nie zastraszajcie
dziecka!
- Nikogo nie
zastraszamy…
- ...tylko
ponownie weryfikujemy pewne rzeczy.
Odziani na
niebiesko bliźniacy znowu mówili na przemian, wkładając z powrotem miecze do
pochew.
Zauważając
to, Yata również nieco zluzował. Bez względu na wszystko, po prostu nie mógł
zaatakować wroga, który schował broń.
- …tchórzycie?
- H-Hej, może
nie powinniśmy ich prowokować...
- Zamknij się.
Po zganieniu
strapionego Kamamoto, Yata zmierzył wzrokiem Niebieskich. Jakby o tym nie
pomyśleć, ci dwaj byli podejrzani. Może i nie wiedział do końca, o co tu chodzi,
ale Yata miał pewność, że ci goście byli właśnie tym, na co Kusanagi-san kazał
im uważać. Tak więc, czy nie powinni ich po prostu tu i teraz sprać? Właśnie o
tym pomyślał, ale gdy przypomniał sobie głos Anny, który ich zatrzymał, zawahał
się, czy oby na pewno powinien wprowadzić swój plan w życie.
Mrużąc swoje
już i tak zmrużone oczy jeszcze bardziej, Niebiescy okazali coś podobnego do
uśmiechu.
- My po
prostu wypełniamy swoje obowiązki. Jeżeli zdecydujesz się nam przeszkodzić, tym
razem zginiesz.
- Złoty Król
może i nie jest naszym Królem, ale jest naszym zleceniodawcą. Jedyną rzeczą,
jaką mógłbyś tutaj wskórać, postępując agresywnie wobec Złotego Klanu, jest
przyniesienie złej opinii swojemu Królowi.
Niebiescy
powiedzieli wszystko to z obojętnością, po czym znowu spojrzeli na Annę. To
tak, jakby tylko i wyłącznie wzrokiem, w chłodny sposób coś wyraźnie
komunikowali. Na tym poprzestając, oboje odwrócili się na piętach i sztywnymi
ruchami, kontrastującymi z ich wcześniejszą podobną do wiatru szybkością, którą
ukazywały ich ataki, wycofali się.
Z wzrokiem
przylepionym do ich pleców, aż do momentu stracenia ich z oczu, Yata nie chciał
wyjść ze swojej postawy bojowej dopóki faktycznie nie odeszli.
- …Wow,
Yata-san…! Naprawdę jesteś kimś…! - powiedział podekscytowany Kamamoto, gdy
tylko Niebiescy zniknęli im z oczu. - Znaczy, mam na myśli to, że pamiętam, iż
jak gdy byliśmy mali, to wiele razy mnie uratowałeś… i naprawdę miałem
przeczucie, że w Homrze również będziesz bardzo silny, Yata-san! Jednak tym
razem to coś na zupełnie innym poziomie! Może ci nawet na serio ujść płazem
nazywanie siebie Yatagarasu! …ach, jak już o tym mówimy, to zapomniałeś
wcześniej przedstawić się im swoim pseudonimem.
Stojąc obok
Kamamoto i słuchając jego pełnego entuzjazmu monologu… myśli Yaty zaprzątało jednak
w tym momencie coś zupełnie innego.
- …Kamamoto.
- Słucham…?
Próbując
zachowywać się dzielnie pomimo tej dziecinnej miny, którą zrobił, Yata nagle
odwrócił głowę w kierunku Kamamoto. Ze strużką zimnego potu spływającą mu po
twarzy, wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać.
- Kamamotooo…
- C-coś nie
tak? - zdenerwował się Kamamoto, ujęty żałosnym tonem, który wydobywał się z ust
Misakiego.
- Na pewno
wszystko jest w dobrze?
- Co jest
dobrze?
- Nie
przynoszę Mikoto-san złej opinii, prawda?
Yata
przejmował się słowami, którymi uraczyli go Niebiescy na pożegnanie. To całe
„zepsucie swojemu Królowi wizerunku” po prostu odbijało się echem w jego
głowie. Dla niego Suoh był silnym i odjazdowym bohaterem i służenie mu było
źródłem dumy Yaty. Jednakże, jeżeli jego działania miały postawić Suoh w złym
świetle…
Na krótki
moment Kamamoto został wprawiony w osłupienie, jednak po chwili zrobił
wymuszony uśmiech i poklepał Yatę uspokajająco po plecach.
- Nie martw
się o to! To była tylko czcza gadanina przegranych z bólem dupy.
- R-Racja! To
było właśnie to, prawda?
- Co
ważniejsze… - powiedział Kamamoto zniżonym, poważnym tonem zwracając się do
Anny.
Yata również
zwrócił na nią całą swoją uwagę.
Anna
wyglądała tak sztywno i beznamiętnie, że aż zaczął się martwić. Czy to naprawdę
nie był manekin, czy coś w tym rodzaju?
- Więc kim w
końcu do cholery byli ci Niebiescy? - zapytał Annę, która po prostu stała w
miejscu niczym sparaliżowana. - Ty znasz tych gości?
Nie otrzymał
odpowiedzi.
- …przy
okazji, próbowałaś uciec z domu, czy coś?
No i znowu,
brak odpowiedzi.
Tracąc
cierpliwość, Yata odwrócił się do Kamamoto, a jego oczy błagały o pomoc. Jednak
blondyn zrobił tak samo zakłopotaną minę.
- C-Cóż, nic
takiego się nie stało, jestem pewny, że są momenty, w których po prostu każdy
ma ochotę uciec z domu. Znaczy się, pani Kushina jest miła, ale jest
nauczycielką i w ogóle, więc z pewnością czasami jest tak, że za bardzo wchodzi
na głowę i…
Tym razem
odpowiedziała.
Jakby
próbując desperacko zaprzeczyć słowom Yaty, Anna rozpaczliwie potrząsnęła
głową.
To
przynajmniej potwierdziło, że nie była manekinem, ale jednocześnie jeszcze
bardziej zdezorientowało Yatę.
- …więc
starasz się powiedzieć, że pani Kushina nie była nieznośna, czy coś?
Anna
wyciągnęła brodę i lekko przytaknęła. Yata podrapał się po głowie.
- W takim
razie czy coś się stało w szkole? ...Czekaj, przez cały ten czas byłaś w
szpitalu. Pewnie nie chodzisz do szkoły.
Ciąg dalszy <klik>